środa, 4 stycznia 2012

3. „W głębi kontinuum” Jean Liedloff cz.I

Jakiś czas temu z ciekawością zajrzałam do tej książki. Marzyłam o noszeniu córci w chuście, i teraz bardzo nam z tym dobrze. Poczytywanie (jak mówi Lotta) idzie mi wolno, z braku czasu na skupienie ;) Tym sposobem wpadło mi w oko szczególnie parę zdań:
                                                                      
„Istnieje tyle opowieści o macierzyństwie, ile matek.”
                            
„Czemu więc nie zaufać samej sobie, chociaż czasem, w tych najważniejszych kwestiach? Czemu nie spojrzeć na swoje dziecko jako na odrębny byt - ze swoimi preferencjami, swoim temperamentem i umysłem. Zwyczajnie dać ponieść się chwili i pomyśleć, że przecież 'w toku ewolucji nie mógł powstać gatunek, którego dzieci doprowadzałyby swoich rodziców do szału - to byłoby wbrew logice'. A zatem nasze dziecko naprawdę - czasem trudno w to uwierzyć - może nas zwyczajnie lubić.”
                                        
„Myśląc o kontakcie, chodzi mi nie tylko o rozmowę i uważne słuchanie, ale przede wszystkim o fizyczną bliskość między nami.”
Jak łatwo pomylić bliskość z byciem obok.

„W skrajnych przypadkach rodzice są tak zafiksowani na swoich kochanych maleństwach, że nie dają im najmniejszych wskazówek na temat tego, co się robi, a czego nie. Doprowadzają tym do szaleństwa swoje dzieci, które buntują się przy każdym kolejnym pytaniu: chciałbyś to mieć?, a może byś to zrobiła?, co chciałbyś zjeść, w co się ubrać?, co chciałabyś, żeby mamusia zrobiła?, itd.”  
Rozbawiło mnie to, często widzę takie sytuacje :)

„Głównym zajęciem dziecka jest obserwowanie działań, interakcji i otoczenia swego opiekuna: osoby dorosłej lub starszego dziecka. Informacje, jakie przyswaja, przygotowują je do zajęcia miejsca w społeczności, pomagają zrozumieć, czym zajmują się bliscy ludzie. Jeśli zlekceważysz to przemożne pragnienie, patrząc pytająco na dziecko, które pytająco patrzy na ciebie, wzbudzisz w maleństwie ogromną frustrację; sparaliżujesz jego psychikę. Oczekiwanie dziecka, że znajdzie się obok silnej, zajętej swoimi sprawami i zajmującej centralną pozycję osoby, zostanie zawiedzione; zamiast tego zobaczy ono osobę wygłodniałą emocjonalnie, służalczą i zabiegającą o jego akceptację.”
„Dzieci muszą wiedzieć, że są traktowane jako istoty z natury społeczne, o dobrych intencjach, próbujące postępować właściwie; chcą, żeby dorośli reagowali w sposób godny zaufania, dając im odpowiednie wskazówki. Dziecko potrzebuje informacji o tym, co się robi, a czego się nie robi. Jeśli na przykład zbije talerz, należy okazać mu gniew lub smutek z powodu zniszczenia, ale nie wolno podważać w nim poczucia własnej wartości - tak jakby samo też nie czuło gniewu albo smutku i nie chciało być bardziej ostrożne." 
Wskaż dziecku drogę, naucz i później kibicuj... co o tym myślicie?

2 komentarze:

  1. oczywiście - daj przykład a nie wykład :) na 3 moich synów każdy jest odrębnym, indywidualnym bytem ludzkim o wyrażnych cechach niepowtarzających się mimo podobnego składu genów jaki noszą wszyscy. Np tylko 1 z nich uwielbiał noszenie w chuście, pozostali darli się nie lubiąc skrępowanych odnóży :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja moich dzieci nie nosiłam w chuście, jakoś nie wpadło mi to do głowy. Co do macierzyństwa, przy drugim dziecku nie jestem chyba mądrzejsza, tyle, że już się wszystkim nie przejmuję (bo nie nadążam!). W ogóle macierzyństwo to trudna rzecz, jeśli ma być dobre, ja się ciągle potykam

    OdpowiedzUsuń