piątek, 27 stycznia 2012

Dostałam prezent :)

:) Cudne broszki dostałam od Beaśki za fotki, dziękuję :)))
     

Jak dziewczyny dostaną moje zakładki to też się nimi pochwalę :)

wtorek, 24 stycznia 2012

Pierwsza Miłość czyli kolejne CANDY w Magicznej Kartce
 
 Do 29 stycznia można wygrać cudny zestaw papierów z kolekcji "Pierwsza Miłość".

niedziela, 22 stycznia 2012

czwartek, 19 stycznia 2012

9. Incepcja / Życie jest snem

Czytałam kiedyś Calderona de la Barca "Życie jest snem", w którym dla Zygmunta - głównego bohatera, faktycznie życie jest snem, szaleństwem, cieniem, przygodą, czymś bliżej nieokreślonym. Człowiek odgrywa w życiu krótkotrwałą rolę. Wszystko co go otacza napisane jest na wietrze, a życie kończy się śmiercią. Niby nic odkrywczego, ale w efekcie bohater Calderona nie chce się obudzić, gdyż wtedy zdałby sobie sprawę, że wszystko czego doświadczył było tylko złudzeniem. Dopóki człowiek trwa we śnie, nie uświadamia sobie własnego istnienia samego siebie. Motyw snu symbolizuje życie, jako coś nierealnego, jako cień, ucieczkę od prawdy o świecie i sobie samym. Oglądając film "Incepcja" Christophera Nolana mam nieodparte wrażenie deja vu. Na portalu filmweb możemy przeczytać całkiem udaną recenzję Marcina Pietrzyka, przez którą przebija zachwyt filmem, jak również dyskusje widzów. Zacytuję autora, że film ten "to przede wszystkim popis reżyserskiego kunsztu Nolana. Choć mamy tu do czynienia ze skomplikowaną konstrukcją, gdzie akcja rozgrywa się na kilku płaszczyznach jednocześnie, film ani na chwilę nie traci tempa. Dwie i pół godziny seansu mija ekspresowo, a ostatnie pół godziny ogląda się z zapartym tchem i mocno bijącym sercem. Zaś po ostatnim ujęciu wiele osób nie usiedzi spokojnie na miejscu, podczas gdy ich rozgorączkowane umysły będą próbowały uporządkować doświadczenie i zinterpretować wydarzenia, jakich byli świadkami. Znakomite zdjęcia, cudowna muzyka...". 
Dla mnie znowu zaskoczeniem jest L. DiCaprio, nie lubię go, a tu proszę, oglądam z zapartym tchem, ale to też dzięki pozostałej obsadzie i nie tylko. Lubię kino, które odrywa mnie od rzeczywistości, a tym bardziej takie, po którym można dyskutować i snuć domysły. Kilka rzeczy nie trzyma się całości, ale kto się będzie czepiał, przecież to SEN ;) Oto jest pytanie czy to jawa czy sen?
Niezły Matrix, prawda? ;) Jestem z pokolenia, które wyrosło razem z rozkwitem kina, a szczególnie SF, więc co raz trudniej zaskoczyć czymś nowym. Ktoś napisał "wyjaśni się w incepcji II" odpowiedź brzmiała "o nie, niech tego nie kontynuują..." po jedynce Matrixa było podobnie ;) a jednak. 
Wracając do Incepcji, kilka szczegółów:
Talizman Cobb'a - mały bączek żony, czemu on go kręcić próbuje?, skoro sam mówi, że talizman każdy ma swój własny. Co było jego talizmanem? Ktoś powiedział "dzieci". To dlaczego w scenie gdy żona go próbuje, raz jeszcze, przekonać, że śni, ten zakrywa twarz, i nie chce spojrzeć na dzieci, które bynajmniej cały film są identycznie ubrane? Co wskazuje jeszcze na to, że wszystko dzieje się w umyśle Cobba? Żona. 
Zakończenie, jak myślicie, sen czy jawa?, obudził się czy nie?, a scena z lotniska, po wylądowaniu?
Kolorowych snów, a może pobudki?


środa, 18 stycznia 2012

8. Numer 67

   Na blogu Kreatywna nuda Beata ma sentyment do cyfry 67. Zbiera zdjęcia domów z różnych stron Polski i świata z numerem 67. Wpadła na pomysł, aby wzbogacić swoją kolekcję i ogłosiła zabawę!

   Po drodze, na spacerze, przy okazji, gdzie zauważę to pstrykam, czasami nie pstryknęłam, nadrobię to, szczególnie przed jeden dom/ruderę muszę wrócić. Dlaczego? Ciekawostką jest, że większość domów, działek z tym numerem to opustoszałe place, z sypiącym się ogrodzeniem lub ruderą, ktoś tam kiedyś żył... a w miejscowości, w której obecnie mieszkam, przy głównej ulicy BRAKUJE nr 67, jest 65 i od razu 69, nawet do 69c, ale 67 brak, zastanawiające wielce. Toteż będę szukać dalej czy to 'fatum' się potwierdzi. Na marginesie, 67 to 13-tka. Oto część z wypatrzonych:

wtorek, 17 stycznia 2012

"Kroniki rodzinne" Tony Parsons

   Męski punkt widzenia, całkiem niezła książka, trochę humoru, i wiele różnych mądrych słów. Zaskakująca momentami. Historia o trzech siostrach w dzieciństwie porzuconych przez matkę. Cat, najstarsza, nie chce  mieć dzieci, silna, pięknie wysoka, niezależna, pod wpływem przemyśleń życiowych zapłodnienie in vitro, chłopczyk. Jessica, środkowa, uosobienie kobiecości, zakochana w zakochanym w niej mężu. Wielkie serce do dzieci, których nie może mieć, a bardzo chce. To może złamać nawet najsilniejszych. Adoptują z mężem chińską dziewczynkę, na koniec sami majstrują drugie ;) Megan, najmłodsza siostra, śliczna, inteligentna lekarka, z dużymi ambicjami, wpadka z ledwo poznanym chłopakiem i córeczka, wcześniak. Siła uczuć, determinacja, bliskość, ambicje, los, rodzina, miłość, jak i żal, łzy, samotność i zdrada, warto przeczytać ze względu na tę drugą stronę medalu.
                          
"Nie wiem czy słusznie postąpiłam. Oczekujemy, że mężczyźni poruszą w nas wszystkie struny. Romantyczną, seksualną, emocjonalną. Może oczekujemy zbyt wiele. Może za bardzo myślimy o samych sobie. Może powinnyśmy myśleć o naszych dzieciach."
   
"...zorientowała się, że przez cały ten czas były prawdziwą rodziną. Może nie idealną, w której są wszyscy szczęśliwi i obecni, i może nie taką, jaką pokazują w telewizyjnych reklamach płatków śniadaniowych. Lecz mimo to prawdziwą rodziną, której członkowie kochali się i wspierali, a nawet wzajemnie lubili i byli gotowi pomagać sobie w każdej sytuacji, bez względu na zmiany zachodzące z upływem czasu."
   
"Wziął więc na ręce swoją córkę, a ona zwróciła lśniące oczy ku źródłu tego doznania, starego jak świat doznania, którego doświadcza się, gdy jest się w czyichś ramionach."

p.s. Zobaczcie jaki udało mi się wypatrzeć płatek śniegu.

  

poniedziałek, 9 stycznia 2012

7 DOTS STUDIO

Chwalę cudnej urody kolekcję, piękna! Inspiracją była Alicja w krainie czarów. Można podziwiać i stanąć w kolejce do 12 stycznia TUTAJ :) Najbardziej spodobały mi się dwa, trudny wybór, gdyż każdy jest wspaniały.
  
Mad Tea Party
   
  
Royal Garden





5. Zakładka

Spróbowałam stworzyć zakładkę :) 


czwartek, 5 stycznia 2012

4. Dnia niespodzianki

Dzień jak co dzień? Nic z tych rzeczy. Poranek rozpoczęłam obudzona z wiatrem, czego moje ciało i dusza nie lubią dość dotkliwie. Następnie niby normalne, zwyczajowe rytuały... aż do telefonu, który zmusił mnie również do przyjrzenia się temu co dzieje się za oknem... i cały czar prysł, jeszcze bardziej dotkliwie. Szlag by to trafił! Mimo, że wiatr to jeszcze bonusy deszczowo-śnieżne, o reszcie nie wspomnę, i cały plan 'wychodny' wziął i się rozmył na szybie wśród kropel deszczu. Nie marudząc, wyskoczyłam do ogrodu po drewno, brzmi banalnie i śmiesznie, do kominka wszak trzeba wrzucić, i otrzymałam mroźny-mokry-orzeźwiająco wielce 'pocałunek' brrrry, ale jakoś tak trochę zaczęło się lepiej... dobre słowo od przyjaciela, dobra herbata w dzbanku postawionym na podgrzewaczu, od razu taki klimacik poprawił mi nastrój. Druga część dnia - totalna odmiana, wyszło nawet na chwilę słońce, więc nie marnując ani chwili dłużej, nie zastanawiając się spakowałam nas dwie i w drogę. Plan się skrócił do minimum, ale udało się dokończyć projekt 'przemiany kalendarza', gdyż dostałam taki w kolorze pomarańczowym - lubię, ale z logo firmy - do zaklejenia obowiązkowo :D Foto relacja - jutro - TUTAJ :)
                                                      

środa, 4 stycznia 2012

3. „W głębi kontinuum” Jean Liedloff cz.I

Jakiś czas temu z ciekawością zajrzałam do tej książki. Marzyłam o noszeniu córci w chuście, i teraz bardzo nam z tym dobrze. Poczytywanie (jak mówi Lotta) idzie mi wolno, z braku czasu na skupienie ;) Tym sposobem wpadło mi w oko szczególnie parę zdań:
                                                                      
„Istnieje tyle opowieści o macierzyństwie, ile matek.”
                            
„Czemu więc nie zaufać samej sobie, chociaż czasem, w tych najważniejszych kwestiach? Czemu nie spojrzeć na swoje dziecko jako na odrębny byt - ze swoimi preferencjami, swoim temperamentem i umysłem. Zwyczajnie dać ponieść się chwili i pomyśleć, że przecież 'w toku ewolucji nie mógł powstać gatunek, którego dzieci doprowadzałyby swoich rodziców do szału - to byłoby wbrew logice'. A zatem nasze dziecko naprawdę - czasem trudno w to uwierzyć - może nas zwyczajnie lubić.”
                                        
„Myśląc o kontakcie, chodzi mi nie tylko o rozmowę i uważne słuchanie, ale przede wszystkim o fizyczną bliskość między nami.”
Jak łatwo pomylić bliskość z byciem obok.

„W skrajnych przypadkach rodzice są tak zafiksowani na swoich kochanych maleństwach, że nie dają im najmniejszych wskazówek na temat tego, co się robi, a czego nie. Doprowadzają tym do szaleństwa swoje dzieci, które buntują się przy każdym kolejnym pytaniu: chciałbyś to mieć?, a może byś to zrobiła?, co chciałbyś zjeść, w co się ubrać?, co chciałabyś, żeby mamusia zrobiła?, itd.”  
Rozbawiło mnie to, często widzę takie sytuacje :)

„Głównym zajęciem dziecka jest obserwowanie działań, interakcji i otoczenia swego opiekuna: osoby dorosłej lub starszego dziecka. Informacje, jakie przyswaja, przygotowują je do zajęcia miejsca w społeczności, pomagają zrozumieć, czym zajmują się bliscy ludzie. Jeśli zlekceważysz to przemożne pragnienie, patrząc pytająco na dziecko, które pytająco patrzy na ciebie, wzbudzisz w maleństwie ogromną frustrację; sparaliżujesz jego psychikę. Oczekiwanie dziecka, że znajdzie się obok silnej, zajętej swoimi sprawami i zajmującej centralną pozycję osoby, zostanie zawiedzione; zamiast tego zobaczy ono osobę wygłodniałą emocjonalnie, służalczą i zabiegającą o jego akceptację.”
„Dzieci muszą wiedzieć, że są traktowane jako istoty z natury społeczne, o dobrych intencjach, próbujące postępować właściwie; chcą, żeby dorośli reagowali w sposób godny zaufania, dając im odpowiednie wskazówki. Dziecko potrzebuje informacji o tym, co się robi, a czego się nie robi. Jeśli na przykład zbije talerz, należy okazać mu gniew lub smutek z powodu zniszczenia, ale nie wolno podważać w nim poczucia własnej wartości - tak jakby samo też nie czuło gniewu albo smutku i nie chciało być bardziej ostrożne." 
Wskaż dziecku drogę, naucz i później kibicuj... co o tym myślicie?

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Beatrice Wood DADA

Bardzo ciekawy artykuł wyczytałam w 'Zwierciadle'.

"Moje życie jest pełne błędów. One są jak kamyki, które usypują się w dobrą drogę."

Aktorka, rzeźbiarka, malarka, nazywana matką dadaizmu. Żyła 105lat. Inspiracja!

"Życie jest z pewnością Dada - pisała po latach. Lekcja anarchistycznego nihilizmu, absurdu, wyzwalania się z konwenansów, łamania tabu, jaką odebrała w okresie ruchu dadaistycznego, w którym miała swój ważny udział, ukształtowała ją na resztę życia."

"Książki o sztuce, czekoladki i młodzi mężczyźni - powtarzała. Choć nigdy nie ukrywała wieku - był nawet jej atutem, bo jako siwowłosa pani w barwnym sari obwieszona srebrną biżuterią wciąż wyglądała zjawiskowo - to rysując autoportrety wracała do siebie sprzed lat: delikatnej dziewczyny o niekonwencjonalnej urodzie i wielkich oczach."

"Dążenie do stworzenia rzadkiej i pięknej glazury przypomina pościg za tęczą - mówiła - Jak uwięzić światło słoneczne, aby wydobyć niebieski, który ma głębię morza, jak uzyskać szarość jasną jak księżyc w ciepłą noc?"

"Beatrice Wood łączy kolory jak malarz, sprawia, że wibrują jak muzyka. Mają rytm i blask klejnotów, głębię oczu człowieka. Woda przelewająca się z jednego z jej słoików ma smak wina. Pokrywała obiekty pięknymi szkliwami opalizującymi niczym wnętrza muszli."

"Do końca życia uważała, że nie utraciła romantycznego rysu charakteru, co w połączeniu z mądrością Wschodu (od lat 20. należała do Towarzystwa Teozoficznego), pozytywnym myśleniem, etyką pracy i dadaistycznym poczuciem humoru składało się na jej życiową filozofię."

"Za późno na smutek."

Beatrice Wood